Ani się nie obejrzeliśmy, a w Bundeslidze po przerwie rozegrano już cztery z dziewięciu pozostałych do końca sezonu kolejek. Zaczynamy miesiąc, w którym wszystko się rozstrzygnie. Na czerwiec zaplanowano pięć ostatnich serii spotkań. W tej najbliższej najciekawiej zapowiadają się mecze Bayeru Leverkusen z Bayernem Monachium i Borussii Dortmund z Herthą BSC Berlin.
Düsseldorf ustrzelony przez „Lewego”
Najlepiej po przerwie prezentuje się Bayern Monachium. Mistrzowie Niemiec są jedyną drużyną, która po wznowieniu rozgrywek Bundesligi zanotowała komplet czterech zwycięstw. Najcenniejszym z nich bez wątpienia był triumf odniesiony w ubiegły wtorek nad Borussią w Dortmundzie. Dał on Bawarczykom siedem punktów przewagi nad najgroźniejszym rywalem na drodze do obrony mistrzowskiego tytułu, co na pięć kolejek przed końcem sezonu jest już bardzo solidną zaliczką. W sobotę Bayern tylko potwierdził swoją dominację w Bundeslidze, gładko pokonując na własnym boisku Fortunę Duesseldorf 5:0.
Spory udział w tej sobotniej kanonadzie miał Robert Lewandowski, który zapisał na swoim koncie dwa trafienia. W ten sposób nasz snajper powetował sobie brak goli we wtorkowym hicie. Na Signal Iduna Park w Dortmundzie najwyraźniej brakowało mu szczęścia. A to przypilnował go świetnie dysponowany w tym dniu Łukasz Piszczek, a to trafił piłką w słupek, a to sędzia nie odgwizdał ewidentnego rzutu karnego po faulu na Polaku. W sobotę na Allianz Arena w Monachium było już o niebo lepiej. Dodatkowo obydwie bramki zdobyte przez „Lewego” były przedniej urody. Pierwsza padła po znakomitej akcji zespołowej z udziałem Kimmicha i Muellera. Przy drugiej polski napastnik wykazał się także indywidualnym kunsztem, pakując piłkę do bramki piętą pomiędzy nogami interweniującego bramkarza Fortuny. Warto przy okazji dodać, że był to jedyny zespół z obecnie występujących w Bundeslidze, któremu Lewandowski nie strzelił dotąd bramki. A grał przeciwko niemu sześć razy. Udało się dopiero przy siódmej okazji, po ponad ośmiu latach. Dzięki tym dwóm golom Polak ma już na koncie 29 trafień w sezonie Bundesligi i brakuje mu tylko jednego do wyrównania swojego osobistego rekordu. Do rekordu wszechczasów należącego do legendarnego Gerda Muellera (40 goli) strata wydaje się zbyt duża, ale kto wie?
Na pewno skuteczność Roberta Lewandowskiego przyda się Bayernowi Monachium w najbliższą sobotę, gdy Bawarczycy zawitają na BayArena w Leverkusen, by zmierzyć się z miejscowym Bayerem. Jeśli bowiem ekipa BVB może liczyć jeszcze na jakieś straty punktowe Bayernu, to właśnie w dwóch najbliższych kolejkach, w których zagra on kolejno z Bayerem Leverkusen i Borussią M’gladbach, czyli ekipami z czołowej piątki w tabeli Bundesligi. Jeśli chodzi o „Aptekarzy”, to po wznowieniu rozgrywek zdarzyła im się tylko jedna wpadka, w postaci porażki 1:4 na własnym boisku z VfL Wolfsburg. Pozostałe trzy mecze podopieczni trenera Petera Bosza wygrali. Przypomnijmy też, że ekipa z Leverkusen pokonała Bayern dwa razy w ubiegłym roku. Najpierw u siebie w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu Bundesligi (3:1), potem w Monachium w rundzie jesiennej obecnej kampanii (2:1). W żadnym z tych meczów gola nie zdobył Robert Lewandowski, choć przebywał na boisku przez pełne 90 minut. Pora na rewanż?
Czy Piszczek zatrzyma Piątka?
Gdyby ligową tabelę układać na nowo po wznowieniu Bundesligi, to tuż za plecami Bawarczyków byłaby Hertha BSC Berlin. Najwyraźniej zatrudnienie podczas przerwy w rozgrywkach nowego trenera Bruno Labbadii szybko zaczęło przynosić dobre rezultaty. A konkretnie: trzy zwycięstwa i jeden remis. Ta jedyna strata punktów nastąpiła w minioną środę po wyjazdowym meczu z RB Lipsk (2:2), czyli trzecim zespołem w tabeli Bundesligi i trzecim (obok Bayernu i Herthy), który jeszcze nie przegrał od wznowienia rozgrywek. W trzech zwycięskich spotkaniach berlińczycy zdobyli w sumie dziewięć goli, nie tracąc żadnego. Dzięki takim wynikom Hertha coraz bardziej realnie może myśleć o grze w europejskich pucharach. Do szóstego miejsca gwarantującego udział w eliminacjach Ligi Europy brakuje już tylko czterech punktów.
Coraz bardziej realnie może też myśleć o grze w podstawowym składzie Krzysztof Piątek. Widocznie również na jego formę zbawienny wpływ ma trener Bruno Labbadia, który przecież jako czynny piłkarz był wysokiej klasy napastnikiem. Póki co, spokojnie wprowadza Polaka do drużyny, dając mu stopniowo coraz więcej szans w miarę postępów, jakie ten czyni. A są one zauważalne. W pierwszych dwóch meczach pod wodzą nowego trenera Piątek zagrał po kilkanaście minut i nie zdobył bramki. W trzecim wszedł na boisko na ostatnie 20 minut i odwdzięczył się za to trenerowi golem z rzutu karnego, dającym drużynie remis w Lipsku. W ubiegłą sobotę Labbadia dał więc polskiemu snajperowi jeszcze więcej czasu, wpuszczając go na plac gry w 65. minucie spotkania z Augsburgiem. Efekt? Gol na 2:0 w doliczonym czasie gry. Była to jednocześnie pierwsza bramka Piątka w Bundeslidze uzyskana z gry, bowiem dwie pozostałe padły z rzutów karnych. Oprócz tego nasz napastnik ma także na koncie „normalne” trafienie w Pucharze Niemiec, podczas swojego debiutu w barwach Herthy, 4 lutego przeciwko Schalke 04 Gelsenkirchen.
Czy Krzysztof Piątek zagra w podstawowym składzie Herthy już w najbliższej kolejce? Trudno to przewidzieć, bowiem w sobotę berlińczyków czeka spore wyzwanie, czyli mecz z Borussią Dortmund na Signal Iduna Park. Ekipa BVB porażkę z Bayernem powetowała sobie w ostatniej kolejce Bundesligi rozgromieniem beniaminka z Paderborn 6:1 na jego boisku i to bez kontuzjowanego Erlinga Haalanda. W snajperskich obowiązkach godnie zastąpił go zdobywca trzech goli Jadon Sancho. Norweskiego napastnika prawdopodobnie nie zobaczymy także w spotkaniu z Herthą, ale możemy spodziewać się kolejnego występu Łukasza Piszczka. Polski obrońca jest pewniakiem w pierwszym składzie BVB i Piątek z pewnością nie będzie miał z nim łatwego życia, bez względu na to ile czasu da mu tym razem trener Labbadia.
Adam Pisula